W czasie II wojny światowej zarząd Plutona bardzo pomagał swoim pracownikom i starał się zatrudniać jak najwięcej osób, żeby uchronić je przed wywózkami. Organizował też praktyki dla młodych ludzi oraz opłacał im różne inne praktyki i studia.
Tak ten okres wspominała Zofia Rozpędowska, która odbywała praktyki w tej warszawskiej palarni kawy:
„Była jesień 1942 r. Minęło dopiero trzy, może cztery miesiące od podjęcia mojej pracy. Wychodząc z bramy przy ul. Grzybowskiej zauważyłam kawałek białego brystolu z napisem – „do magazynu” – i strzałkę. Papier fruwał na wietrze, był zmoczony deszczem. Zaraz poszłam do fabryki i poszukałam robotnika, który był tu „złotą rączką”. Nazywał się Piotrowski. Poprosiłam go, żeby mi pomógł, bo chcę zrobić napis na gładkiej wąskiej deseczce lub dykcie. Zapytałam, czy znajdzie się jakaś farba. Pan Piotrowski znalazł piękną deseczkę od jakiejś skrzynki, starannie ją przysposobił. Ja rozrysowałam napis i strzałkę. Litery były białe, koloru tła nie pamiętam. Razem umieściliśmy napis na murze i zaraz o tym zapomniałam, bo wydawało mi się to zupełnie naturalne. Po upływie krótkiego czasu wezwał mnie Pan Dyrektor Tarasiewicz i zapytał, czy chciałabym uczyć się rysować i poznać trochę teorii z tego zakresu. Byłam zachwycona, bo to leżało w sferze moich marzeń.”
„Pogłębiłabym swoją skromną wiedzę o reklamie. Pan Dyrektor znał graficzkę – znaną i uznaną już w swoim zawodzie panią Wandę Telakowską. W każdą sobotę zamiast do biura chodziłam na lekcje ze szkicownikiem i brulionem na notatki. […] Latem w 1943 zakończyłam lekcje u pani Wandy Telakowskiej. Po urlopie pan Dyrektor Kordian Tarasiewicz zaproponował mi rozpoczęcie studiów na SGH.”
„Firma te moje studia miała sfinansować. Spełniło się znów moje drugie marzenie. Byłam nieprzytomna ze szczęścia. Moi niektórzy bogaci koledzy ukończyli już pierwszy rok. W czasie okupacji szkoła nosiła nazwę: Miejska Szkoła Handlowa im. Edwarda Lipińskiego. Zajęcia trwały od 1 października 1943 r. do końca czerwca 1944 r. Wykłady dla „bogatych” odbywały się rano, a „biedacy” przychodzili na godzinę 15.30. Teraz moim majstersztykiem było, aby załapać się na zupę w Firmie, żeby nie iść na głodnego do szkoły, która mieściła się na ulicy Konopczyńskiego (zaułek ulicy Kopernika). […] Wkrótce Firma „Pluton” zorganizowała dla nas szkolenie i komisyjny egzamin. Dla mnie przebiegło to wszystko szczęśliwie. […] Zbliżały się święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok. W Sylwestra my młodzi urządziliśmy imprezę rozrywkową, coś w rodzaju szopki. W styczniu zorganizowaliśmy choinkę dla dzieci. Firma dała każdemu dziecku torbę cukierków.”