Wojna – działania na rzecz ocalenia firmy
Tuż przed rozpoczęciem II wojny światowej sytuacja finansowa Plutona była znakomita, a jego pozycji rynkowej mogli zazdrościć najwięksi konkurenci. Sprzedaż w 1938 roku była o około 30% wyższa niż w 1934 roku, a zyski osiągnęły poziom sprzed wielkiego kryzysu. Pluton miał wtedy 31 sklepów własnych, co stawiało firmę w czołówce przedsiębiorstw posiadających sklepy fabryczne. Dla porównania Julius Meinl miał 27 sklepów, Wedel 29 sklepów w kraju i 1 w Paryżu, K. Jankowski Fabryka Sukna w Bielsku 25 sklepów. Niestety wybuch wojny zniweczył wszelkie plany rozwoju palarni kawy Pluton. Do najważniejszych z zadań stojących przed dyrekcją Plutona, na czele z Kordianem Tarasiewczem, były ochrona budynków palarni, magazynów, biur, utrzymanie pracowników, danie zatrudnienia ludziom związanym z Plutonem oraz pomoc potrzebującym rodakom.
W czasie bombardowań Warszawy w 1939 roku budynki fabryczne nie zostały uszkodzone, ale sklepy znacznie ucierpiały, a cztery zostały spalone. Zniszczeniu uległ również bar kawowy na Marszałkowskiej. Do stycznia 1940 roku udało się wyremontować 19 sklepów. Jednakże problemem była dostępność towarów, którymi można byłoby handlować. Na skutek działań wojennych zaginęła lub uległa zniszczeniu większość zapasów, a w listopadzie 1939 roku władze niemieckie wydały zarządzenie o konfiskacie wszystkich zapasów kawy i herbaty. Na początku Pluton zwiększył sprzedaż słodyczy Wedla i zaczął handlować sardynkami, winami, wódkami, sacharyną i konserwami. Następnie udaje się Plutonowi rozpocząć handel artykułami kartkowymi, z których zysk jest niewielki, ale pozwala utrzymać zatrudnienie. Udało się też otworzyć w Warszawie kawiarnię „Fregata” razem z Panią Dziakiewiczową, której słynny lokal „Zodiak” uległ zniszczeniu. We „Fregacie” kelnerkami były takie znane postacie, jak Wanda Gojawiczyńska – córka Poli, Nina Andrycz, Wiwa Thomme i Stefania Skotnicka – córki polskich generałów. Zarząd Plutona podjął również współpracę z właścicielami fabryki przetworów owocowych w Płudach pod Warszawą. Fabryka ta produkowała głównie marmoladę, ale również wytwarzano przecier pomidorowy, konserwy warzywne i owocowe. Pluton zwiększył również produkcję kaw zbożowych, uzyskując zezwolenie władz okupacyjnych na ich sprzedaż. Tak o czasach wojny opowiadał Kordian Tarasiewicz.
W czasie okupacji palarnia kawy Pluton wspierała swoich pracowników – wydawano darmowe zupy, wypłacano zasiłki pieniężne, utworzono kasę zapomogowo-pożyczkową, zapewniono opiekę lekarską, pokrywano koszty leczenia. Pluton wydawał również zaświadczenia o zatrudnieniu osobom narażonym na wywózki, wysyłał paczki do oficerów w oflagach, utrzymywał domy dziecka dla dzieci Zamojszczyzny.
Wielkie wysiłki zarządzających i pracowników Plutona pozwoliły na zwiększenie zatrudnienia, które przed wybuchem Powstania Warszawskiego wyniosło około 250 osób, a więc ponad dwa razy więcej niż przed wybuchem wojny.W momencie wybuchu Powstania Warszawskiego całe zapasy żywności Plutona zostały przejęte przez dowództwo intendentury Komendy Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej. Dzięki temu zabezpieczono żywność dla walczących. W czasie Powstania zniszczeniu uległo większość sklepów oraz budynek fabryczny i mieszkalny na Grzybowskiej 37. Na szczęście ocalało 100 ton pulpy owocowej, dzięki czemu można było rozpocząć produkcję marmolady. Cudem ocalały też wina zamurowane w piwnicy, które można było teraz sprzedawać.
Zaangażowanie pracowników w czasie wojny
Koniecznie należy wspomnieć o zaangażowaniu pracowników Plutona w ratowanie firmy w czasie działań wojennych. Przed spaleniem, fabrykę na Grzybowskiej w 1939 roku uratowali Pan H. Albrecht mieszkający w budynku mieszkalnym oraz księgowy Plutona Stanisław Zalewski. Gdy nie można było zorganizować transportu, pracownicy wózkami wozili towar do sklepów, przedzierali się przez bombardowaną Warszawę, aby dopilnować fabryki na Żytniej oraz przewozili towar z Żytniej na Grzybowską pod ostrzałem artyleryjskim.
Słowa Jana Sobczyńskiego (palacza kawy) najlepiej oddają ducha solidarności pracowników:
„Troska pracowników o firmę przejawiała się najdobitniej w czasie Powstania Warszawskiego. Wtedy, kiedy najstraszliwszy wróg niszczył wszystko, co polskie, obracał w gruzy cały dorobek narodowy – robotnicy zorganizowali straż i do ostatniej chwili strzegli majątku firmy. O tej trosce pracowniczej w owym okresie świadczy chociażby następujący przykład: w czasie pełnienia dyżuru w formie przez kolegę Królaka jeden z robotników zawiadomił, że pali się jego dom, a on w odpowiedzi tej stwierdził, że „trudno, niech się pali, a ja będę bronił majątku firmy!”. Niestety obrona ta nie pomogła i wszystko uległo zniszczeniu, tak jak i cała Warszawa.”